Trochę mnie nie było, ale wracam już do żywych. Był post o samej paletce Wild Thing, więc musi być też post który zaprezentuje swatche. Kolory prezentują się bardzo ładnie, szczególnie błyski. Jak na paletę za 9,99zł, to błyski są całkiem fajne. Pigment cieni jest dobry, ale można go z powodzeniem budować. Tutaj zostały one nałożone na bazę marki NAM, dla podniesienia ich intensywności. W makijażu codziennym też ją stosuję, bo bez dobrze przygotowanej powieki żadne cienie, nawet te drogie mi się nie utrzymają. Myślę, że prezentują się całkiem obiecująco i będą idealne dla osób, które swoją przygodę z makijażem dopiero zaczynają i chcą poćwiczyć, bo raczej nie da się nią zrobić sobie krzywdy. A można za to wyczarować wiele fajnych makijaży :) W palecie znajdziemy 12 cieni: 8 matów i 4 błyski. Pierwsze trzy maty (Don't be basic, On top, Addicted) mają trochę słabszą pigmentację, ale są na tyle jasne, że z powodzeniem można nimi zmiękczać cieniowanie na granicach. Dalej mamy dwa błysk